Zielone Świątki, a w naszym regionie po prostu Krynoczka, to ludowa nazwa kościelnego święta: Zesłanie Ducha Świętego. Korzenie tego święta sięgają jeszcze odległych czasów apostolskich. Według historii jest to jedno z najstarszych świąt obchodzonych przez chrześcijan na całym świecie. Zesłanie Ducha Świętego, po Bożym Narodzeniu i Wielkanocy, jest jednym z trzech najważniejszych świąt. Obchodzone jest w pięćdziesiąty dzień po Wielkanocy. Pierwotnie we wszystkich religiach obchody trwały trzy dni – od niedzieli aż do wtorku. Obecnie tylko prawosławni zachowali w kalendarzu liturgicznym trzy dni świąt.
W Polsce do 1951 r. oficjalnie świętowano dwa dni – w niedzielę i poniedziałek, w który wypada pięćdziesiąty dzień po zmartwychwstaniu. Po tej dacie poniedziałek przestał być dniem świątecznym i w kościele katolickim święto obchodzone jest w ósmą niedzielę czyli po 49 dniach od Wielkanocy. W dalszym ciągu przez dwa dni świętują m. in. w Danii, Szwajcarii, Holandii i Niemczech.
Święto to obchodzimy od IV wieku, kiedy to stało się świętem samodzielnym. Jego pochodzenie wiąże się ze spotkaniem apostołów w wieczerniku. Na zebranych tam zstąpił Duch Święty i apostołowie zaczęli przemawiać w wielu językach, otrzymali dary duchowe – tzw. charyzmaty. To zdarzenie jest uznawane za symboliczny początek Kościoła.
Od czasów starożytnych istnieje też pobożna tradycja dekorowania cerkwi i domów na zielono - liśćmi, kwiatami, gałązkami brzozy. Religia zawsze miała znaczny wpływ na wszystkie sfery życia. Oddziaływała, zatem szczególnie na wygląd chłopskiego domu. Widoczne staje się to, kiedy przyjrzymy się dokładnie wiejskiej izbie w okresach świątecznych.
Jakie jest pochodzenie tej tradycji? Wydaje mi się, że są ku temu dwa źródła: pierwsze kościelno-historyczne i drugie symboliczno-ludowe.
Z historycznego punktu widzenia, gałęzie używane do strojenia domów przypominają o dębie Mamre, pod którym Pan, Trójca Święta, ukazał się Abrahamowi w postaci trzech aniołów. Widzimy to na ikonach, które leżą na anałoju w ten świąteczny dzień. Poza tym dzień żydowskiej Pięćdziesiątnicy Starego Testamentu - ten, w którym Duch Święty zstąpił na apostołów - był dniem upamiętnienia 50 dnia po wyjściu z Egiptu. Pięćdziesiątego dnia Izraelici przybyli na Górę Synaj, gdzie Pan dał Mojżeszowi tablice z dziesięcioma przykazaniami, które do dziś służą nam jako wskazówki w naszym życiu. W okresie tym była wiosna, a cała góra była pokryta kwiatami i zielenią i być może dlatego w starożytnym kościele nawiązywano do tradycji dekorowania wszystkiego na zielono.
Jednak jest też znaczenie symboliczne. Zieleń symbolizuje duszę, która po zimowym śnie zakwita i zielenieje, bo dotknęła ją łaska Boża. W tradycji ludowej czas pożegnania wiosny i przywitania lata to święto rolników i pasterzy. Od wieków ubierano wtedy domy gałązkami drzew liściastych. Przystrajano tak drzwi, okna, bramy i furtki prowadzące do zagrody, a nawet płoty i studnie.
Piękny zwyczaj ozdabiania, czyli "majenia" domów na święto był jednak zakazywany m.in. przez właścicieli majątków ziemskich, gdyż licznie zrywane gałązki tworzyły wielkie szkody w lasach i przyczyniały się do dewastacji dóbr. Jednak fakt, że majenie domów przetrwało do naszych czasów, świadczy o tym, że zakazy te nie były respektowane. Czym mogły być zakazy, jeśli zabudowania gospodarskie i dom, po przyozdobieniu, wyglądał "bogato". Rolnicy w dawnych czasach byli przekonani, że zielone gałązki przyniosą urodzaj całemu gospodarstwu, a na domowników sprowadzą szczęście. Dekorowanie domów wg innych tradycji miało także chronić od chorób i zarazy. W niektórych regionach wyściełano podłogę pędami tataraku wierząc, że opuszczą go wszelkie szkodniki, insekty i…. złe czary. Te ostatnie przekonania wynikały z historycznych zawirowań na naszych terenach. Przeplatanie się chrześcijaństwa z pogaństwem wymieszały symboliczne znaczenie dekorowania domów i doprowadziły do powstania różnych wierzeń przekazywanych z pokolenia na pokolenie. I tak gałązkami wierzby i brzozy strojono domy, by chronić obejścia przed wszelkimi urokami, zachować od klęsk żywiołowych i zapewnić urodzaj. Bardzo często do dekoracji były wykorzystywane kwiaty i trawy i wtedy miało to całkiem inne znaczenie. W niektórych rejonach Polski, w wigilię Zielonych Świątek, majono chałupy, izby, podwórza, wrota, płoty i budynki gospodarcze bylicą, łopianem, piołunem, a także gałązkami brzozy i buczyny (najczęściej), lipy, leszczyny, dębu, klonu. Zielone gałęzie umieszczano pod strzechami i na ogrodzeniach. W izbach wsuwano je za obrazy świętych oraz zakładano za zrębem. Wierzono bowiem, że zielone życiodajne wiosenne gałęzie i rośliny przyniosą szczęście, zdrowie w domu i pobudzą wysiane i zasadzone w polu rośliny. Najprawdopodobniej wiara w ich nadzwyczajne moce wiązała się z opowiadaną legendą, że ścięta głowa św. Jana Chrzciciela potoczyła się pomiędzy te rośliny.
Jeszcze 100 lat temu Zielone Świątki miały charakter święta agrarnego i pasterskiego. Wiankami uplecionymi z zielonych gałązek przystrajano bydło, okręcano rogi święconym zielem, okadzano dymem ze spalonych, poświęconych ziół, a po bokach krów toczono jajka. Bydlęta przepędzano poza swoje pastwisko, by ustrzec je przed czarami i urokami. Na obsianych zbożem zagonach zatykano zielne gałązki i obchodzone je z zapalonymi pochodniami.
Zielone Świątki były ważnym i radosnym świętem ludowym, rozbrzmiewającym śpiewem i tańcami, ponieważ praktykowane przez wieki zwyczaje miały swoją genezę w pradawnych tradycjach słowiańskich. W czasach pogańskich ludy zamieszkujące nasz region bardzo radośnie i uroczyście świętowały pełnię wiosny, próbując otrzymać łaski bóstw związanych z płodnością.
Niecodzienne w tym okresie zdobienie wnętrz mieszkalnych oraz obejścia świadczy o odmienności czasu świątecznego od dni powszednich. Ukazuje równocześnie jak istotnie religia determinowała wygląd wiejskiej przestrzeni prywatnej. Pozostałością tego święta jest też dzisiejszy odpust zielonoświątkowy, który jeszcze parę lat wstecz kończył się zabawą taneczną "Na Krynoczku". Do dziś przetrwała tradycja majenia domów, zagród oraz przydrożnych kapliczek i krzyży świeżo ściętymi gałęziami, niekiedy nawet całymi, niewielkimi brzozowymi drzewkami na szczęście.
A może to już tylko kultywowanie tradycji na pamięć potomnym?
Lucyna Smoktunowicz